Strony

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Fitz Roy

Po całym dniu jazdy, w tym zaliczeniu 80 kilometrowego offroadu na którego końcu prawie zwiało nas z drogi zaliczamy jeszcze ostatnie 150 kilometrów jazdy na 3 biegu z zawrotną prędkością 60 km/h i wreszcie dojeżdżamy do miejscowości El Chalten, która jest uznawana za stolicę argentyńskiego trekkingu. El Chalten położona urokliwie u podnóża Andów jest bazą wypadową do nieopodal znajdujących się szczytów Fitz Roy i Cerro Torre, które są dość dobrze widoczne z miasteczka. 

Z samego ranka budzimy się przed godziną 6, by dojechać do oddalonego o zaledwie 1 kilometr punktu widokowego, z którego rozprzestrzenia się widok na pobliskie góry z Fitz Royem w roli głównej. Szczyt ten należy do jednych  z najtrudniejszych technicznie na świecie  podobnie jak pobliski mu Cerro Torre. Szczyt Fitz Roya przez większą część roku osłonięty jest chmurami. Miejscowi w przeszłości nazywali ją Cerro Chalten,  czyli dymiącą górą. Swoją nową nazwę zawdzięcza argentyńskiemu naukowcowi Fransisco Morento, który po tym jak pierwszy raz zobaczył górę w 1877 roku nadał mu nazwę na cześć angielskiego kapitana Fitz Roya  . Pokryta jeszcze wczoraj  w całości góra odkrywa się nam w prawie całej okazałości.



By już po paru godzinach całkowicie się nam zaprezentować.





Tego samego dnia wybieramy się na motocyklach do oddalonego zaledwie o 37km od El Chaltet jeziora Lago del Desierto. Droga jest dość malownicza i prowadzi nas doliną wzdłuż rzeki. Mamy szanse zobaczyć Fitz Roy z trochę innej strony. Na jeziorze można wykupić rejs statkiem. My jednak decydujemy się zrelaksować na leżakach w jednej z zatok.






Drugiego dnia w El Chalten decydujemy się zrobić wycieczkę do Laguna de los Tres. Droga początkowo dość łagodna kończy się stromym godzinnym podejściem. Trasę 4 godzinną udaje nam się pokonać  w zaledwie 3 godziny wyprzedzając wszystkich na szlaku. Po 10 kilometrach dochodzimy wreszcie na ostatnie ze wzniesień i wyłania się nam małe zamarznięte jeszcze jezioro i przykryty dziś chmurami Fitz Roy, wokół którego latają 3 kondory. W drodze powrotnej myślimy jeszcze o wydłużeniu naszej trasy powrotnej i zaliczeniu jeszcze laguny Torre z widokiem na Cerro Torre, jednak ze względu na późną godzinę i słabe nogi odpuszczamy. Ponad 20 kilometrowy trekking możemy uznać za dobrą zaprawę przed spacerami w Torres del Paine.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz