Będąc w Punta Arenas decydujemy się
na wycieczkę na jedną z wysp znajdującą się w Cieśnienie
Magellańskiej, a mianowicie Isla Magdalena. Nie wypadało by
Magdalena na Magdalenę nie popłynęła, a ja przy okazji się załapałem. Wyspa ta
znana głównie jest ze znajdujących się na niej pingwinów
magellańskich. O godzinie 17 wypływamy z portu w Punta Arenas w
rejs promem wraz z innymi turystami, w czasie którego mamy szczęście
zobaczyć dwa ogromne ponad 20 metrowe wieloryby tryskające wodą do
góry niczym dwie pływające fontanny.
Po 2 godzinach dopływamy do
niewielkiej wyspy, na której wierzchołku znajduje się latarnia. Z
każdą kolejną minutą jesteśmy coraz bliżej i wypatrujemy z
daleka pingwinów, krórych z czasem dostrzegam coraz więcej. Gdy
dopływamy do brzegu prócz trzech strażników zamieszkujących
wyspę wita nas całe stado kelnerów i zakonnic. Od pingwinów aż
się roi, jest ich setki dookoła. W 2007 roku szacowano ich liczbę
na 63000 pingwinich par, które właśnie tutaj budują głównie w
ziemii swe gniazda. Jest to najliczniejsza grupa pingwinów
zamieszkująca Amerykę Południową, a ich wzrost to 61-76cm. Na
wyspie mamy około godziny czasu na zrobienie zdjęć i spacer jedyną
drogą dostępną dla turystów prowadzącą do górującej nad
wszystkim latarnią. Ścieżka jest ogrodzona, a zbaczanie z niej
jest zabronione. Na szczęście pingwiny nie stosują się do zakazów
i co chwilę jakiś przecina nam drogę. Co jakiś czas widzimy samca
niosącego w dziobie glony czy algi do gniazda. Z racji tego, że
jest właśnie okres rozrodczy w gniazdach udaje nam się dostrzec
dopiero co wyklute młode osobniki. Pingwiny Magellańskie zawsze w
gnieździe składają 2 jaja, które wysiadują na zmianę, a małe
wykluwają się po około 40 dniach. Ciekawostką jest, że pingwiny
te co roku kopulują z tymi samymi partnerami. Nawet gdy z jaj
wyklują się młode rodzice na zmianę polują i pilnują gniazda
przed mewami, które próbują wykraść jaja, bądź wyklute już
młode osobniki.
Po godzinnym spacerze jako ostatni z ponad 100 osobowej grupy turystów wracamy na łódkę. Chciało by się zostać na wyspie dłużej i bez reszty głośnych, biegających wszędzie markotnych turystów. Isla Magdalena dla nas jest najśmieszniejszą wyspą na świecie, a wycieczka która przysporzyła nam wiele radości jest warta swej ceny 30000 CLP.
Następnego dnia decydujemy się wziąć
prom z Punta Arenas do Porvenir, by w drodze do
chilijsko-argentyńskiego przejścia granicznego w miejscowości San Sebastian, przejechać się wzdłuż zatoki Inutil. Od poznanych wcześniej
turystów, wiemy że gdzieś tu znajduje się miejsce, w którym
można zobaczyć pingwiny królewskie. Po około 2 godzinach jazdy
szutrem po niemalże dziewiczym terenie, dzięki małej wskazówce
napotkanego miejscowego udaje nam się trafić do celu. Pingwinia
miejscówka mieści się na prywatnej działce, a właściciel srogo
liczy sobie za wstęp, bo aż 12000 CLP. Pingwiny królewskie ze
wzrostem 70-100cm to drugie największe pingwiny na świecie, ale
zapewne najbarwniejsze. Jadąc tu w popołudniowych godzinach
liczymy na to, że uda nam się zobaczyć chociaż 10 osobników.
Jest to pora, w której większość ptaków wybiera się na łowy.
Okazuje się jednak, że znów mamy farta i pingwinów jest dość
sporo, a na pewno więcej niż się spodziewaliśmy. Od pani
sprzedającej bilety, dowiadujemy się, że kolonia liczy około 150
osobników i w tej chwili na terenie parku dorosłe wysiadują około
10 jaj. Pingwiny zaczęły pojawiać się tu około 10 lat temu i ich
stado wciąż się powiększa i z roku na rok przybywa tu coraz
więcej osobników. Są podobno dowody na to, że pingwiny królewskie
zamieszkiwały już ten region setki lat temu, a miejscowi polowali
na nie, a ich kości używali jako narzędzi. Pingwiny królewskie,
podobnie jak magellańskie są monogamistami, ale w przeciwieństwie
do nich składają tylko jedno jajo, z którego młode wykluwa się
po około 55 dniach. Dla nas pingwiny królewskie wydały się
jeszcze bardziej śmieszne, niż magellańskie nie tylko ze względu
na wzrost i wielkość, ale przede wszystkim na sposób, w jaki
odpoczywają. Robią to na dwa sposobny. Śpią leżąc, albo stojąc
z głowami zwieszonymi w dół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz