Strony

sobota, 23 listopada 2013

Kopalnia Chuquicamata

Z Bahia Inglesa wyjeżdżamy wczesnym rankiem , już po krótkiej chwili zjeżdżamy z asfaltu na drogę wiodącą przez Park Narodowy Pan De Azucar. W parku można spotkać lamy  Guanaco, tutejsze lisy mikruty zwane czilijskimi Zorro, a nawet pingwiny peruwiańskie. Nam niestety nie udaje się zobaczyć żadnego zwierzaka. Dalej jedziemy wybrzeżem by po 240km zaliczyć kolejny nocleg na dzikusa w namiocie na bezludnej plaży. Następnego dnia nasza droga prowadzi już wzdłuż lądu przez środek ognistej pustyni Atacama. Różnice poziomów są dość spore i nasze "motocykle" łatwo nie mają. Czasem trzeba się nieźle przykleić do zbiornika by zyskać te parę km/h więcej - nie raz robimy małe wyścigi między sobą sprawdzając, kto ma lepszą aerodynamikę. Innym aspektem jest to, że słońce dość długo utrzymuje się w zenicie i ciężko nawet przez kilkadziesiąt kilometrów znaleźć choć skrawek cienia, w którym można by na chwilę odsapnąć. Po 400km wreszcie dojeżdżamy do miejscowości Calama, położonej na ponad 2200m n.p.m. Tuż obok znajduje się największa na świecie odkrywkowa kopalnia miedzi Chuquicamata, którą mamy zamiar zwiedzać następnego dnia.

Wycieczka do kopalni cieszy się dość sporym zainteresowaniem, może dlatego że jest zupełnie darmowa. Nam udaje się wskoczyć do listę uczestników z listy rezerwowej w ostatniej chwili. Największa dziura w Ziemii jaką widzieliśmy do tej pory mierzy 5km długości, 3km szerokości i jest głęboka na 1km. Zawartość miedzi w skale wynosi 1%. Prócz miedzi wydobywa się tu również molibden, który jest 5 razy droższy od miedzi. Na 33kg miedzi przypada tylko 1kg tego surowca, a pozwala to na całkowity zwrot kosztów produkcji. Reszta to już same zyski : ) W kopalni można spotkać największe ciężarówki na świecie o ładowności do 400ton. Koszt jednej opony do tego kolosa to wydatek rzędu 40tyś dolarów, a starcza ona jedynie na 8 miesięcy. Ciekawostką jest również to, że spalanie wynosi 3litry na minutę. Dzienne spalanie tej ciężarówki jest równe 2 letniemu spalaniu paliwa przez auto osobowe. Kopalnia ma jeszcze dość spore pokłady miedzi na kolejnym kilometrze głębokości i za 5 lat wydobycie ma przenieść się już pod ziemię, co sprawi że ciężko będzie tu spotkać tu takie i inne mechaniczne kolosy.

















wtorek, 19 listopada 2013

Ruta del Desierto - Circuito Costero

Na północ kontynentu prowadzi nas Panamerykana – w Chile droga nr 5. Jest to główna trasa, którą poruszają się autobusy i ciężarówki wzdłuż kraju. Przypomina ona tu czasami autostradę, spora jej część jest dopiero w budowie. Szybko z niej uciekamy na poboczną trasę wzdłuż wybrzeża, na której brak asfaltu i tu dopiero zaczyna się zabawa. Wreszcie wjeżdżamy na Atacame. Na ciągnącej się aż po horyzont drodze ruch jest dużo mniejszy. Czasem tylko mija się jakieś auto czy 4x4 szalejące na tutejszych wydmach. Po drodze zaliczamy Narodowy Park Llanos de Chale, w którym udaje nam się zobaczyć pierwsze Guanacos – tutejsze lamy. Poza zapierającą dech w piersiach trasą i widokami nic ciekawego się tu nie dzieje : ) Dniami ciśniemy, a noce w spędzamy w namiocie. Wreszcie można na całego wykorzystać biwakowy sprzęt .Po jednej nocy spod naszego namiotu wychodzi skorpion, ale szybko zakopuje się w piachu. Wreszcie więcej natury, a mniej miejskiego zgiełku. Udaje mi się wreszce pojeździć trochę po plaży na dwóch kółkach. Nawet na takiej miejskiej 125 można mieć niezłą frajdę.

















Pierwsze dni nad Oceanem Spokojnym

Na początek trafiamy do spokojnego miasteczka Concon z długą piaszczystą plażą, jedną główną ulicą pełną knajp serwujących owoce morza, jak i miejscowe przysmaki. Jest tu dość sporo zwierzyny, po plaży biegają bezdomne psy, gromada koni, jak to nad morzem sporo mew, ale jest też pokaźna ilość pelikanów i inego dziwnego ptactwa. W czasie gdy Magdzik odpoczywa na plaży, ja gonie się z ptakami. Udaje nam się też złapać promienie słońca - ja po godzinie przypominam polską flagę.

Na kolejne 3 noce przeprowadzamy się do kolejnej miejscowości Vino del Mar. Jest to już dość spore miasto z ulicznym zgiełkiem i masą hoteli i pensjonatów przy miejskich plażach. Na jeden dzień wyskakujemy do jeszcze bardziej miejskiego Valparaiso. Miejscowość ta położona jest na wgórzu. Z racji tego w mieście jest dość sporo wagoników szynowych i wind ułatwiających przedostanie się w wyższe partie miasta. Zabytkowa część miasta - pełna kolorowych blaszaków i grafitti znajduje się na liście światowego dziedzictwa Unesco. W mieście tym sporą część swego życia spędził też Pablo Neruda -  jeden z bardziej znanych hiszpańskojęzycznych poetów. Plażowa nuda zostaje nam przerwana telefonem mechanika - motocykl do odebrania !


















Falstart

Po zakupie wszystkich niezbędnych akcesoriów do motocykli na ulicy Lira, która jest motocyklowym zagłębiem Santiago, jesteśmy gotowi na podbicie Ameryki PD. Zapakowani w dwa kufry, dwie małe torby i dwa małe plecaki ruszamy w stronę wybrzeża na nasze pierwsze spotkanie z Oceanem Spokojnym. Przez ponad godzinę przebijamy się przez zatłoczone ulice Santiago. Kierowcy tu nie ułatwiają życia motocyklistom - często zdarza im się specjalnie zajeżdżać drogę. Jedziemy wzdłuż płatnej autostrady, która jest dość specyficzna - wzdłuż jej boków znajduje się miejska droga pełna skrzyżowań i sygnalizacji świetnej, ale za to bezpłatna. W końcu wskakujemy już na właśiwą drogę wiodącą nas na wybrzeże. Motocykle prowadzą się całkiem nieźle, jak na 11konne rumaki. W porywach wiatru osiągamy zawrotne prędkości rzędu 90-100km/h z górki.

Niestety już po 125km jeden z motocykli traci moc, a silnik zaczyna stukać jak stara kosiarka. Nie oznacza to nic dobrego. Ze względu na nadchodzący zmrok decydujemy się rozbić namiot i przeczekać do rana. Teraz już wiemy czemu to Honda XR 125  - trzeba było kupić większą , to i więcej by przejechała ; ) Od samego rana po chłodnej nocy decydujemy się łapać stopa wraz z jednym motocyklem i wracać do sprzedawcy w Santiago. Po godzinie łapania zatrzymuje się angielska rodzina, która przypadkiem ma znajomego mechanika w miejscowości obok. Po krótkiej rozmowie telefonicznej motocykl już po 15minutach ląduje na pace pickupa i jedzie swoim pierwszym w życiu stopem do serwisu. Jak się okazuje na miejscu jest to autoryzowany serwis Hondy w Casablanka, którego właścicielem jest dość sympatyczny Rodrigo. Po pierwszej diagnozie okazuje się, że to jednak coś poważniejszego i trzeba będzie rozbierać silnik. Zostawiamy tu naszego rumaka wraz z częścią bagażu, a sami na jednym motocyklu z kufrem i dwoma małymi plecakami kontynujemy wycieczkę - nie chcąc marnować czasu na wiosce.



Santiago de Chile

Z końcem października lądujemy w Santiago - stolicy Chile. Bez problemu przechodzimy odprawę paszportową i dostajemy pozwolenie na 90dniowy pobyt w kraju. Pierwsze 10 dni spędzamy w stolicy poznając gorsze i lepsze części miasta. Miasto wydaje się być podzielone przez Plaza de Italia. Na zachód w stronę oceanu znajdują się biedniejsze dzielnice pełne zamkniętych lokali i domów z kratami w oknach i łańcuchami w drzwiach. W jednej z nich mieszkamy pierwsze kilka nocy. W tym też czasie poznajemy nasze koleżanki Mireię i Paulinę, które pomagają nam odkryć również bogatsze części miasta pełne szklanych wieżowców (znajduje sie tu najwyzszy budynek Ameryki Pd.), restauracji i sklepów z pełnymi półkami - wszystko do koloru do wyboru.  Chyba każda światowa marka ma tu swój firmowy sklep. W tutejszym parku napotkaliśmy się na budy dla miejsowych bezdomnych psów, których na ulicach jest tu dość sporo - w przeciwieństwie do polskich wychudzonych - te tutaj są dość duże i mocno wypasione. Miejscowi regularnie dokarmiają psy i zajmują się nimi, a w zimie podobno nawet odziewają je w psie ubrania.Wspólnie z Pauliną zaliczamy rowerową wycieczkę na najwyższy punkt widokowy miasta. Po kilku dniach  przenosimy się do naszych miłych gospodarzy z Couch Surfingu - Claudii i Patricio -  którzy już po chwili stają się naszymi przybranymi Latynoskimi rodzicami. Zostajemy z nimi do końca naszego pobytu w stolicy. Santiago to szczególne miejsce – jednego dnia odczuwasz trzęsienie Ziemii (podczas naszego pobytu było tąpnięcie ponad 6 w skali Richtera 400km na północ od Santiago) , a drugiego masz kaca po drinku zwanym terromoto (trzęsienie Ziemii).

Zaraz w poniedziałek po długim weekendzie, którym zreszta zaczynamy nasz pobyt w Santiago, bierzemy się ostro za szukanie motocykli na naszą podróż. Już po 3 dniach jesteśmy posiadaczami dwóch nowych motocykli HONDA XR125L . Cała procedura rejestracji i kupna motocykli przebiega bardzo szybko i sprawnie głównie za sprawą obszernych instrukcji w internecie jak i nieocenionej pomocy naszych miejscowych rodziców i koleżanek.