Będąc
w Peru nie wypada nie zaliczyć Machu Picchu, które znalazło się
na liście 7 nowych cudów świata. Do Machu Picchu można dostać
się na kilka sposobów. Najdroższą opcją jest kilkudniowy treking
Inka Trail za ok. 500 dolarów. Najszybszą opcją jest pociąg z
Ollantaytambo, który kosztuje ok. 150 dolarów w dwie strony, a z
Cuzco nawet więcej. Można też się dostać lokalnym transportem do
Santa Maria, Santa Teresa i ostatecznie do Hydroelektryki, by na
końcu zaliczyć darmowy 3 godzinny treking do Aquas Calientes, skąd
już krótka droga do Machu Picchu. My z wiadomych przyczyn
połączyliśmy szbyki dojazd z tanim i wybraliśmy się na miejsce
motocyklami. Dołączyła do nas znów para z Niemiec na wypożyczonej
Hondzie XR 250.
Ze słonecznego Cuzco wyjechaliśmy
dość późno po dość długiej awanturze o kasę z psychiczną
właścicielką hostelu Casa de mi Abuelo. Po drodze zaliczyliśmy
jeszcze Moray - jedną z miejscowości zaliczanych do Świętej
Doliny Inków. Można tu zwiedzić system tarasów w kształcie
okręgów. Różnica między najniższym, a najwyższym tarasem
wynosi 30 metrów. Ze względu na duże różnice w oświetleniu
słonecznym różnica średnich temperatur rocznych pomiędzy nimi
sięga 15 °C. Przeznaczenie tarasów w Moray nie zostało do dziś
jednoznacznie określone przez archeologów.
Większość teorii zakłada, że Inkowie
wybudowali je jako laboratoria
rolnicze, w których badali wpływ klimatu na wzrost roślin
uprawnych.
Droga prowadząca z Cuzco do miasteczka
Santa Maria jest asfaltowa, liczy ponad 180km długości i wznosi się
w najwyższym punkcie na wysokość 4300 metrów. Wraz ze wzrostem
wysokości poza spadkiem temperatury wzrastała też ilość opadów.
Po drodze mijaliśmy też kilka grup rowerzystów walczących z
zimnem i deszczem w typowo letnich strojach - Oj mogły by ich
agencje turystyczne chociaż w gogle wyposażyć : )
Po nocce zaliczonej w San Maria ruszamy
dalej dość przyjemną 35km droga pozbawioną asfaltu prowadzącą
wzdłuż rzeki do Santa Teresa i następnie kolejne paręnaście km by
dostać się do Hydroelektryki. Tu zostawiamy nasze motocykle.
Niedaleko strażnicy, za mostem w lewo urzęduje starszy miły pan
Escobar, który za 10 soli od motocykla zaopiekował się naszymi
maszynami, kaskami i niepotrzebnymi ciuchami. Teoretycznie do samego
Aqua Calientes dało by się dostać na motocyklach. W praktyce jest
to jednak niemożliwe. Znajduje się tu strażnica, gdzie należy w
księdze odnotować swe przejście przez szlaban i stąd zaczyna się
około 3 godzinna wędrówka po płaskim terenie wzdłuż torów aż do
samego Aqua Calientes.
Aqua Calientes to turystyczna
miejscowość pełna restauracji i hoteli , też takich gdzie za noc
można zapłacić ponad 300 dolarów. Tutaj też mieści się biuro, w
którym trzeba zakupić wejściówki do Machu Picchu. Bilet do Machu
Picchu to koszt 120 soli(ok.120 zł)+20 soli za wejście na Machu Picchu
Mountain. Wejście na drugi szczyt Huayna Picchu to także koszt
20 soli, z tym że dziennie wpuszczanych jest tam tylko 400 turystów
i bilety trzeba rezerwować na kilka dni z wyprzedzeniem. Niestety
przeterminowana studencka karta i uśmiech na twarzy nie jest tu
wystarczającym sposobem na uzyskanie zniżki.
Następnego dnia z samego ranka zaczyna
się nasza wycieczka do celu. By zaoszczędzić czas i siły na
powrót do Santa Teresa do Machu Picchu dostajemy się z Aqua
Calientes w paręnaście minut wypełnionym autokarem w cenie
10 dolarów. Do atrakcji nie można wnosić jedzenia, picia i
większych niż 20 litrowych plecaków – w praktyce jednak nikt tego
nie sprawdza. Najważniejszy jest 120 złotowy bilet. Z racji tego że
na górę wjechaliśmy około 10 rano nie udało nam się zobaczyć
opuszczonego miasta Inków. Za bramą już na pierwszy rzut oka widać
masę turystów – jest tu gorzej niż na bazarze. Od co najmniej
3 godzin co 10 minut wypchane autokary regularnie wwoziły tu
turystów. Dodatkowo spora ilość ludzi przyszła tu o własnych
siłach. Poza tym, że Machu Picchu to wielka maszynka do robienia
pieniędzy, w której rekordziści zostawiają tu pewnie grubo ponad
300 dolarów to miejsce jest dość szczególne. Miasteczko wznoszące
się na wzgórzu znajdującym się w zakolu rzeki, schowane wśród
gór. Tylko można sobie wyobrazić jaki klimat musiał tu być te
ponad 500 lat temu. Kamienne budowle i tarasy są dość dobrze
zachowane, głównie pewnie przez to że hiszpańscy najeźdźcy
nigdy nie zdołali dotrzeć do miasteczka. Zostało ono dopiero
odkryte 100 lat temu : )
Na dół zeszliśmy już na własnych
nogach. Droga powrotna odbyła się już w deszczowej pogodzie i w
ciągłej walce z peruwiańskimi wariatami na drodze, z których jeden
omal nie zepchnął mi małego Madzika do rowu. Cała trasa Cuzco -
Machu Picchu – Cuzco w spokojnym tempie zajęła nam 4 dni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz