Strony

wtorek, 4 lutego 2014

Północne wybrzeże Peru

Wyjeżdżając z Limy postanowiliśmy kontynuować jazdę po wybrzeżu aż do granicy z Ekwadorem, od którego dzieli nas ponad 1300km. Po drodze zaliczyliśmy kilka fajnych miejsc.


Po prawie 300km zatrzymaliśmy się na plaży Tuquillo. Noc spędziliśmy na skałkach w namiocie. Wraz z zapadającym zmrokiem całą plażę pokryła gęsta mgła. Bardzo ciche i spokojne miejsce.





Po drodze zatrzymaliśmy się na jedną noc w Trujillo, by zwiedzić oddalone o parę kilometrów największe na świecie gliniane miasto Chan Chan. Powstało ono w 9 wieku naszej ery, zajmowało około 20 km2 i mieszkało w nim około 30000 ludzi. 



Kolejny przystanek to dwie noce przy plaży w Pimental zaraz obok miasta Chclayo w hostelu, z którego ostatecznie przepędziły nas komary. Można tu zobaczyć ciekawe jednoosobowe rybackie łódki zrobione z trzciny, które używane są po dzień dzisiejszy. Ciekawe jest również miejscowe molo, po którym w przeszłości jeździła lokomotywa z wagonami. Dziś z kolei pozostały tylko szyny, a molo jest miejscową płatną atrakcją, z którego co poniektórzy skaczą do wody, a i inni łowią ryby. 



Następny nocleg zaliczyliśmy w namiocie w towarzystwie spotkanych na drodze Belgów – Guya i Didi podróżujących ponad 300 konnym kamperem z psem Rustym : ) Z rana mogliśmy obserwować kilka sępników zajadających się padliną. Sępniki towarzyszą nam chyba od początku naszej podróży. Jest ich dość sporo w okolicach Panamericany. Stąd przepędziły nas muchy.


Dzięki Belgom odkryliśmy małą surferską miejscowość Lobitos, w której zadomowiliśmy się na dobre 7 dni. Po 3 miesiącach jeżdżenia przyszedł czas na chwilę odpoczynku. Lobitos jest do tego wymarzonym miejscem. Miasto niegdyś opuszczone stało się ulubioną miejscówką surferów. Do dziś na jednym końcu plaży można zauważyć sporą ilość rozwalonych starych budynków. W starym budynku jednostki wojskowej mieści się knajpa i camping. W jednym z domów mieści się bar, w którym podobno latają nietoperze. Z lenistwa nie udało nam się tego sprawdzić. Dziś na drugim końcu plaży , w tzw nowym Lobitos buduje się coraz więcej turystycznych miejscówek. Właśnie tu zamieszkaliśmy w Tres Cabanias prowadzonej przez super gościa Cristiana. Gospodarz ma do wynajęcia 3 chatki, z których zajęliśmy jedną, a reszta stała pusta z racji tego, że interes dopiero się rozkręca. Lobitos jest dość szczególnym miejscem. Wszystko tu kręci się wokół picia i surfingu. Ciężko jest tu zrobić większe zakupy, czy cokolwiek załatwić – nawet drobny remont. Nikomu nic się nie chce i wszyscy mają czas na wszystko. Można by rzec, że to miejsce idealne na Ziemii. Czasem Cristian musi czekać parę tygodni na naprawę drobnej usterki. Jak już ktoś zacznie robotę, to nigdy jej nie kończy danego dnia, bo zawsze można wrócić jutro, co raczej nie następuje. W tym regionie wydobywana jest ropa i wokół Lobitos  znajduje się niezliczona ilość pomp i platform. Z Lobitos też wybraliśmy się w parę innych miejscówek w zasięgu 50km.


















W Ruńo znajduje się molo, przy którym można zobaczyć, a nawet popływać ze sporą gromadą pływających żółwi, których długość czasem przekraczała pół metra. Udało mi się nawet wskoczyć na tratwe z nowo poznanym kumplem Tomasem z Argentyny. 



W Los Organos na głównym placu znajduje się mała knajpa polecona przez Cristiana, w której zjedliśmy za 5 soli najlepsze ceviche w Peru. Ceviche to typowa peruwiańska potrawa, której głównymi składnikami jest surowa ryba, cebula, słodkie ziemniaki i kukurydza.


Dojechaliśmy również na dwudniowe zawody surferskie Billabong w Cabo Blanco, w której niegdyś pomieszkiwał i łowił ryby Hemingway i podobno to miejsce zainspirowało go do napisania książki "Stary człowiek i morze". Dziś miejsce słynie głównie z najlepszych w Ameryce Pd. fal – beczek dochodzących do ponad 3 metrów. Cabo Blanco jest również dobrym miejscem do łowienia ryb.W 1953 roku został tu złowiony największy na świecie marlin o wadze ponad 700 kg.



Najpopularniejszym miejscem na wybrzeżu jest Mancora pełna hosteli i restauracji i turystów. Mancora od strony plaży również nie zachwyca. Podczas przypływu prawie cała plaża znika. Szybko uciekliśmy z niej do spokojnego i raczej pustego, mało znanego Zorritos, skąd już rzut beretem do Ekwadoru.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz